Welcome to Miami!

Gdy przy lądowaniu w Miami pilot przywitał nas słowami z tytułu niniejszego posta, wszyscy wiedzieliśmy, że znaleźliśmy się w miejscu, które doskonale znamy z filmów i telewizji. Tuż za rogiem miał czekać Tony Montana z twarzą Ala Pacino. Gdy czytałem relacje podróżników z wycieczek w tropiki, nie bardzo byłem sobie w stanie wyobrazić co mają na myśli pisząc: "niesamowicie wysoka wilgotność powietrza" i czy faktycznie ma to takie znaczenie.
Otóż ma! W Miami powietrze było tak gęste, że można by na nim powiesić siekierę. Mało tego, można by się na niej pohuśtać.
Miami Beach pełne jest bogactwa, drogich hoteli i ekstrawagancji. Odwiedziliśmy nawet znane            z Discovery słynne studio tatuażu "Miami Ink". Trafiliśmy na nie zupełnie przypadkiem, podczas spaceru. Nikt się jednak nie zdecydował na upiększanie ciała. Jeśli ktoś lubi spędzać noce w klubach, to zdecydowanie miejsce dla niego. Osobiście uważam, że kluby wszędzie są takie same i wieczory lepiej spędzić na plaży. Woda jest tak ciepła, że praktycznie nie odczuwa się różnicy temperatur przy wchodzeniu do niej z plaży. Nad wybrzeżem latają samoloty ciągnące za sobą transparenty  z reklamami, ma to swój klimat.

Reklama dźwignią handlu.
Wrzesień to na Florydzie środek sezonu burzowego i codziennie wieczorami były potężne nawałnice. Mimo to, wcale nie robiło się po nich chłodniej. W biznesowym centrum miasta nie ma zbyt wiele do zwiedzania, lepiej trzymać się plaży :) Atrakcją dla turystów są wycieczki do parku narodowego Everglades i na Florida Key West - samą końcówkę półwyspu, najdalej na południe wysunięty skrawek kontynentalnych stanów, 90 mil od Kuby.Wytargowaliśmy paczkę obu wycieczek za 70 USD, ale o tym w kolejnym poście...

Yeea Miami!

Bialusieńki piasek

Miami Beach

Sadzooonki!

Miami Ink

Downtown Miami

Labels: