San Diego

Ostatnim przystankiem na drodze wzdłuż kalifornijskiego wybrzeża Stanów Zjednoczonych jest San Diego. Miasto bardzo zadbane, czyste i urokliwe. Czy to znajdziemy się na tętniącym życiem Downtown czy w zaciszu Oldtown możemy podziwiać amerykańskie miasto niczym z filmu propagującego świetność kraju Wuja Sama.  
Zaliczyliśmy małe plażowanie i pokręciliśmy się po mieście. Na przedmieściach znajduje się jedna z największych baz marynarki wojennej więc leżakując na plaży co chwile można zaobserwować śmigłowce wojskowe lub myśliwce. 
Po przyjemnym dniu spędzonym w San Diego czekała nas całonocna jazda na Grand Canyon tak, żeby zdążyć przed świtem, ale o tym już w następnym poście :)

Plaże San Diego są doceniane przez Surferów.
Udało nam się jeszcze kiedyś, przy okazji 9h przesiadki odwiedzić San Diego. Nasza przesympatyczna znajoma z campu Becka zabrała nas na mały hike. Zdobyliśmy Cowles Mountain. Bardzo przyjemny, zadbany szlak prowadzi na wzgórze, z którego widać nie tylko San Diego ale też znajdującą się co prawda nie opodal, ale już w  Meksyku Tijuane. Jako że wchodziliśmy w nocy mogliśmy podziwiać światła miasta kontrastujące z czernią nocy.

San Diego

Coronado Bridge w tle :)

Historic Heart

San Diego Padre's Stadium

Typical California Cost Sunset

Jakoś tak...znajomo

Poranki bywają pochmurne...

...ale później się wypogadza

Jak to być i nie spróbować? :)

Labels: